Panorama klifów zachodniego wybrzeża Zakynthos.
Był ranek. Światło dopiero nabierało siły, a powietrze wciąż niosło świeżość nocy, choć już wtedy było całkiem ciepło. Klify, potężne i nieruchome, zdawały się wstrzymywać oddech – jakby sam krajobraz przeczuwał, że ma przed sobą moment pełen ciszy i światła. Z daleka wszystko wyglądało jak obraz – zbyt doskonały, by był prawdziwy, a jednak istniał naprawdę. Horyzont był ostry i klarowny, a błękit nieba przenikał się z kolorem wody w sposób, który pozwalał na chwilę zapomnieć o całym świecie.
Ten widok można zobaczyć z punktu widokowego w wiosce Keri, przy którym działa nietypowa, ale klimatyczna kawiarnia – Ionian Sunset Café. Wejście nie jest darmowe – żeby się tam dostać, trzeba coś zamówić. Taki był warunek. Przed przyjazdem o tym nie wiedzieliśmy, ale nie stanowiło to problemu. Wzięliśmy po napoju i usiedliśmy na drewnianej bujanej ławce, pozwalając sobie na chwilę ciszy i widok, który rozciągał się przed nami.
Zamówiłem mrożoną kawę – chłodną, mocną, idealnie wyważoną. Pamiętam ją dobrze. Chyba jedna z lepszych, jakie piłem. Może to kwestia okoliczności, a może po prostu dobrze zaparzona. W każdym razie – trudno było mi się od niej oderwać, nawet przy takim widoku.
Ceny w kawiarni były całkiem rozsądne, choć szukając niedawno tego miejsca, natknąłem się w Internecie na sporo jego krytyki. Moim zdaniem – zupełnie niesłusznie. Przestrzeń jest dobrze zagospodarowana i zabezpieczona, co ma znaczenie, bo znajdujemy się niemal na krawędzi klifu. Są miejsca do siedzenia, cisza, spokój i ten rodzaj przestrzeni, w której można po prostu złapać oddech. A przecież lokalne biznesy też muszą jakoś funkcjonować. Do tego bardzo mili właściciele – szczególnie jeśli choć trochę spróbujesz powiedzieć coś w ich języku. To też część podróżowania: szacunek do miejsca i kultury, którą odwiedzasz.
Ale wracając, siedząc tam na ławce, patrzyłem w dal – na linię klifów, które stopniowo zanurzały się w szafirowym morzu. I wtedy mój telefon zawył alarmem – dosłownie. Alert pogodowy: burze, silny wiatr, możliwe zagrożenie. Przez sekundę zrobiło się nieswojo. Ale niebo nad nami było spokojne. Tylko jedna, większa chmura snuła się powoli nad horyzontem.
Tego dnia mieliśmy odwiedzić górę Skopos. I choć nie wiedzieliśmy, co nas tam czeka, zdecydowaliśmy się nie rezygnować z obranego kierunku. Ta część historii znalazła swoje miejsce przy obrazie, zatytułowanym „Skopos Elevated Beauty”.
Ten moment tutaj – to zapis zwykłego zatrzymania. Łagodna kawa, bujany rytm ławki i przestrzeń, która wyciszała wszystko wokół.
Z tego miejsca pochodzi również inny obraz, który chciałbym przedstawić. Nazwałem go „Wonders of Mizithres”.
Podobnie jak w przypadku tego oraz innych zdjęć, do jego prezentacji dołączyłem również wersję sprzed edycji – by można było zobaczyć, jak wyglądał oryginał, zanim został rozjaśniony, pokolorowany i przekształcony w obraz z efektem olejnym. Ten ostatni nadał mu nie tylko malarski charakter, ale też subtelnie wygładził całość, zmiękczając linie i wydobywając spokojną atmosferę sceny.